Kino Muza...
Wychodzimy do tego studyjnego kina cyklicznie. Wyjścia nasze są traktowane przez dzieci już dużo lepiej niż po pierwszej wizycie, ale jeszcze sporo przed nami.
Misiakom trudno znaleźć radość z kinie w którym nie ma popcornu i coli ze słomką, w którym jest tylko jedna sala kinowa i w którym oglądamy zupełnie inne filmy niż produkcje z kinowych multipleksów. Nie mówię, że repertuar Multikina na przykład jest dla mnie nie do zaakceptowania. Absolutnie nie. I nie oceniam krytycznie tego, że chodzicie na wyświetlane tam filmy.
Ja jednak, jako szkolna mama wprowadzę Misiaki w świat filmów, do których dostęp jest znacznie trudniejszy, a które naprawdę w wyjątkowy sposób uczą... Niekiedy te filmy są trudne, niekiedy przez długi czas oglądania wydają się nawet nudne. Ale uwierzcie mi, każdy z tych filmów coś za sobą niesie, każdy z tych filmów czegoś uczy, każdy dotyka ważnych, wyjątkowych spraw, przeżyć, uczuć, wydarzeń, które mają miejsce w życiu każdego z nas, a o czym trudno czasem opowiedzieć, co czasem trudno przeżyć.
Nie złośćcie się na mnie, że będę ten projekt kontynuować. Uwierzcie mi- to zaprocentuje.
A i Misiaki to zrozumieją... Zobaczycie...
A oczywiście przed seansem (który zawsze poprzedzony jest krótką prelekcją dotyczącą poruszanych w filmie treści) mamy czas na pogaduszki i podjadanie :-)
W Kinie Rialto, w którym byliśmy trzy razy bywa podobnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz